Marzenie – wyjątkowo durne słowo

Marzenie z definicji jest nierealne lub skrajnie mało prawdopodobne. Dlatego zamiast marzyć zacznij planować.

Burj el-Arab

Burj el-Arab

I leci hejt. Jak ja w ogóle tak mogę?! Przecież marzenia to piękna sprawa, każdy powinien je mieć! Marzenia dają nadzieję! Pozwalają zapomnieć o problemach! Tak, tak. Oczywiście. Jak już się przestaniesz podniecać, to możesz czytać dalej.

Przypomnij sobie swoje marzenia. Najlepiej kilka. Masz? Ok. Co jest ich wspólną cechą? To, że sam w głębi duszy uważasz je za nierealne, bądź skrajnie trudne w realizacji. Tak naprawdę wcale nie chcesz ich realizować – chcesz je po prostu mieć. Marzenie z definicji jest czymś niemal niemożliwym do zrealizowania. Używamy tego słowa żeby określić coś, w czego spełnienie nie wierzymy. Jeśli sądzisz, że możesz osiągnąć to, co sobie zakładasz, to wtedy mówisz, że to plan. Nawet bardzo odległy, ale plan. Marzenia są po to żeby o nich marzyć. Plany są po to żeby je realizować.

Przypomnę kilka zdań, które słyszeliśmy dziesiątki, setki, albo i więcej razy – „marzy mi się…”, „mam takie marzenie…”, „marzę o/żeby…” A teraz kilka innych – „zamierzam w przyszłości…”, „planuję…”, „za kilka lat planuję…” Widzisz różnicę? Te pierwsze są bujaniem w obłokach, jakimiś luźnymi pomysłami, z których nic nie wynika. Są tak niewyraźne, jakby ich autor nie brał Rutinoscorbinu. Te drugie już na dzień dobry sprawiają wrażenie konkretnych, namacalnych.

To teraz na przykładzie. Nie wiem nawet ile razy prowadziłem rozmowę, która wyglądała mnie więcej tak:

- Marzy mi się karnawał w Rio de Janeiro (możesz tu wstawić dowolną rzecz).

- Super! Sprawdziłeś już po ile są bilety lotnicze?

- Eeee…. no nie…

Czyli to takie wielkie marzenie, tak bardzo pragniesz je zrealizować, że nawet nie zadałeś sobie trudu żeby sprawdzić, ile, plus minus, by cię to kosztowało? Zerknięcie na orientacyjną cenę lotu to kwestia kilku minut, a tobie nawet tego się nie chciało zrobić, żeby spełnić to, podobno wielkie, marzenie? Skoro nie znasz nawet przybliżonej ceny, to nie masz nawet promila szans na spełnienie tego „marzenia”. Ale przecież to nie o spełnianie chodzi. Chodzi o to żeby „mieć marzenia”, bo przecież tak wypada. Bo głupio by było powiedzieć znajomym „nie mam marzeń”. A ja właśnie tak mówię. I jeśli ty też chcesz żeby te marzenia stały się rzeczywistością, to tobie też to radzę. Zamiast o czymś marzyć zaplanuj to. Tak po prostu. Lepiej mieć konkretne plany niż rozmyte marzenia.

Powiesz „i tak mnie nie stać w tej chwili więc dlaczego mam planować i sprawdzać?”. Dlatego, że za 5 lat powiesz dokładnie to samo – „w tej chwili mnie nie stać”. Więc zamiast jęczeć, jak bardzo jesteś biedny – rozłóż zbieranie pieniędzy na 5 lat. Odkładaj co miesiąc po 100 zł. W ten sposób za ten czas zamiast narzekać i  mówić „nie stać mnie teraz na karnawał w Rio”, po prostu na ten karnawał polecisz.

Jak to jest jest, że ja mając 23 lata zdążyłem wybrać się do Gruzji, w podróż Koleją Transsyberyjską, na Bliski Wschód, do Iranu i w wiele innych pięknych miejsc, a wielu moich rówieśników „marzy” o wypadzie na tydzień np. do Hiszpanii? Nie jest to kwestia pieniędzy, bo mi też nikt nie daje i też na każdą podróż muszę ciułać grosz do grosza. To kwestia tego, że ja, zamiast tracić czas na wieloletnie marzenie o podróży na Syberię, po prostu włączyłem internet, sprawdziłem, ceny, wizy, rozkłady jazdy. Zaplanowałem i pojechałem. A inni dalej marzą i przez te kilka lat jeszcze nawet nie sprawdzili, ile by ich taka wyprawa kosztowała. Jeśli chcesz dalej tracić czas na marzenie to twoja sprawa. Ale jest więcej niż pewne, że za 40 lat będziesz marzył dokładnie o tym samym. Bo marzenia się nie spełniają same. Ty je musisz spełnić. A żeby je spełnić, to musisz to zaplanować.

"All inclusive" to nie podróż
Kupując w polskich sklepach NIE ZAWSZE tworzysz miejsca pracy