Mototaxi. W górach. 3000 m.n.p.m.

Mimo poznania owego dziwnego pasterza, który najpierw chciał mi wysłać bluetoothem filmy porno, a potem nalegał żebym poszedł spać do niego (z nim?), po czym po mojej odmowie pokazał, że nie przeżyję nocy, bo wilki przyjdą i mnie zjedzą – udało się.

Przeżyłem.

Górskie mototaxi

Górskie mototaxi

Fakt faktem –  niemal całą noc słyszałem donośne wycie do księżyca, co na komfort spania i moją pewność siebie wpływało raczej niekorzystnie. Dobrze, że mi się sikać nie zachciało, bo pewnie i tak bym nie wyszedł.

Na szczęście mój pęcherz też stwierdził, że lepiej zostać w namiocie.

Z utęsknieniem czekałem na ranek, bo w namiocie było zimno, jak cholera (góry w końcu) i wilgotno jeszcze bardziej, jak cholera. Po minimum piętnastu zmianach boków, na których leżałem i minimum piętnastu kolejnych zmianach brzucha na plecy i na odwrót, zrobiłem jedną z głupszych rzeczy w życiu. Dla rozgrzewki włączyłem sobie palnik gazowy…

Już widzę Twoją, wyczekującą sensacji, minę :D

Jakiś pożar, akcja…

A tu nic. Nic się nie stało, bo bardzo się pilnowałem żeby nie zasnąć. A jak się przyjemnie w namiocie zrobiło… Mimo wszystko nie polecam, nie rób tak, bo to mega nieodpowiedzialne.

Kurde. To ostatnie zabrzmiało, jakbym był rodzicem pouczającym dziecko.

Wreszcie jest! Ranek! Raneczek! Raniulek mój kochany! Nigdy jeszcze z taką radością namiotu nie składałem. I to jeszcze w towarzystwie słoneczka, które właśnie nieśmiało zaczęło się pokazywać nad pobliskimi górami.

Do przełęczy mam niedaleko. Jakąś godzinę, może dwie marszu ubitą szutrową drogą. To ostatnie jednak do plusów nie należy. Ani to przyjemne, ani dające satysfakcję. Wręcz przeciwnie – co i raz mija mnie jakiś samochód, zostawia za sobą tumany kurzu, który radośnie na mnie osiada. A ja mam poczucie, że odwalam robotę głupiego – uparłem się, że przejdę trasę, którą można pokonać byle jakim autem.

Ale nic to. Idę dalej. Przynajmniej widoki są ładne. Nieco podobne do naszych Tatr Zachodnich.

Łąki…

Idealne miejsce na namiot...

Góry…

Doliny…

Iran-dolinaAlamut1

Buldożery…

Co?!

Jakieś duże dziecko chyba zapomniało posprzątać swoje zabawki.

Chociaż w sumie nie powinno mnie to dziwić – budowa nowej drogi, przebijającej się przez góry, postępuje jeszcze szybciej niż sądziłem dzień wcześniej. Mimo, że po tej stronie przełęczy nie ma jeszcze asfaltu, to już niemal wszystko jest na niego przygotowane – droga jest szeroka, wyrównana przez pojazdy, takie, jak to paskudztwo powyżej.

Ja się spodziewałem trekkingu przez odludne góry, a tu co i raz mija mnie samochód. Kierowcy najczęściej mają takie miny, jakby właśnie zobaczyli ufoka, który pomylił galaktyki. Tymczasem ja znowu mam poczucie, że idąc trasę, którą można by przejechać nawet Maluchem, odwalam robotę głupiego. A to bardzo głupie uczucie. To zdecydowanie nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.

Zatrzymuje się jakiś pick-up. Kierowca ruchem ręki pokazuje żebym wskakiwał na pakę, to mnie podrzuci. Dziękuję, dziękuję, ja chcę pieszo, taki cel – kierowca odjeżdża, a ja z każdym kolejnym krokiem zaczynam dochodzić do wniosku, że to był głupi pomysł…

Trzeba było jechać!

Uwielbiam, kocham, ubóstwiam chodzenie po górach, trekkingi itp. Ale ich piękno polega na tym, że pozwalają coś odkryć, coś poczuć, dotrzeć w miejsca, w które nie da się dojechać, podziwiać piękno przyrody, zostać przez coś zaskoczonym. Ta trasa taka nie jest. Spoglądam w dół i widzę długie kilometry wijącej się drogi. Nieciekawej. Szutrowej. Drogi, która ani nie jest piękna, ani niczym mnie nie zaskoczy. Wszystko, co muszę zrobić, to ją „zmordować”…

Chyba, że… zaraz… co to…?

Zatrzymuję się i spoglądam w górę z zaciekawieniem. Coś jedzie, ale odgłos silnika nie wskazuje na samochód, a i chmura kurzu jakaś taka mała… Przyglądam się uważnie… motocykl. Mały, niewielki, żaden crossowy, terenowy, czy coś. Zwykły motorek tylko nieco większy od skutera. Kierowca oczywiście bez kasku, bo i po co. On nie da rady!? On?! To nic, że zjeżdża z wysokich gór. To nic, że dziury w tej drodze są tylko nieco mniejsze od tych czarnych w kosmosie. To nic, że prowadzi ona ostrymi zakosami, z których każdy jest wręcz idealny żeby się wypieprzyć.

To nic – myślę sobie i od razu do głowy przychodzi mi pewien pomysł. To chyba mało prawdopodobne, trochę szalone, ale może…

Z kierowcą dogadałem się bez słów. Spojrzałem na niego, on spojrzał na mnie – myślimy o tym samym.

- Gdzie?

- Tu i tu (nie pamiętam nazwy tej wioski :P)

- Wskakuj.

Iran-dolinaAlamut5

Patrzę na niego, na ten maleńki motorek, na te strome góry, na mój wielki, wypchany po brzegi plecak…eee… czy on na pewno wie, co mówi? Takie głupie wątpliwoąsci podsuwał mi rozum, bo w głębi serca, bardzo miałem ochotę na tę przejażdżkę :D

Mimo, że szanse jej przeżycia nie wydawały mi się zbyt wysokie.

- Z tym? – pokazuję na swój plecak.

- Pewnie. To żaden problem.

I za to właśnie tak lubię Iran – tu praktycznie nic nie jest problemem. No dobra – może faktycznie kary za picie (nie tylko w miejscu publicznym) są nieco wyższe. Może faktycznie nie będzie to 50 zł tylko 50 batów.

Zjeżdżanie tym motorkiem z góry przypomina jazdę rollercoasterem. Bez zabezpieczenia. Plecak się buja, co i raz zmieniając środek ciężkości naszego pojazdu. Staram się to kontrować, ale możliwości mam ograniczone. kierowca jedzie szybko. Bardzo szybko. No dobra – jak na warunki górskie, to wprost zapierdala.

Do tego jest bardzo rozmowny. To samo w sobie jednak nie byłoby problemem, gdyby nie to, że mój szofer jest przy tym świetnie wychowany. I cały czas próbuje utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy.

Ja bym chyba jednak wolał żeby ten kontakt utrzymywał urwiskiem, do którego się niebezpiecznie zbliżamy…! On patrzy na mnie, a ja patrzę na aniołki, które się do mnie z nieba zaczynają uśmiechać.

30 metrów…

25 metrów…

Żebym jeszcze wiedział, co on do mnie gada. Ale nie – twardo nawija po persku.

15 metrów…

Kurwa, trzeba było testament spisać.

10 metrów…

Zwalniamy! Kierowca znowu spojrzał przed siebie! Uff… przeżyję. Przynajmniej ten zakręt. Zobaczymy jak z następnym.

Dolina Alamut - góry, bluetooth i... irańskie porno
Gdzie trafiają skarpetki pożarte przez pralkę?