Podróż do Iranu – przygodę czas zacząć!

Zwiedzanie Emiratów Arabskich było tylko przystawką do dania głównego – miesięcznej podróży po Iranie. Po tygodniu spędzonym w Dubaju i Abu Dhabi, po nieco ponad godzinnym locie, właśnie wylądowałem na lotnisku w Teheranie – stolicy Iranu. Powoli zbliżam się do kontroli paszportowej. Myślę sobie – będą jaja. Albo baty. Skoro w tym prozachodnim Dubaju się czepiali, to co dopiero tutaj, w sercu złego, przeklętego Iranu, którego, urzędujący jeszcze do niedawna prezydent, co drugi dzień chciał niszczyć Izrael. Albo USA. Tak żeby było różnorodnie. Tego Iranu, w którym oficjalnie obowiązuje prawo szariatu. Tego Iranu, do którego nie wolno wwozić alkoholu, pornografii i jeszcze kilku innych fajnych rzeczy.

Jazd – panorama miasta

Malunki na murach dawnej ambasady USA

Malunki na murach dawnej ambasady USA

Będą sprawdzać, czepiać się, szukać dziury w całym – na bank. Podchodzę do okienka… Niespodzianka! Straż graniczna w normalnych mundurach! Żadnych turbanów, żadnych białych szlafroków! I nawet te gęby mają jakby bardziej przyjazne…

- Good morning – podaję paszport z wizą.

- Good morning – odpowiada strażnik (co samo w sobie już jest dla mnie szokiem) i otwiera paszport na stronie, na której widnieje wiza z moim zdjęciem i wielkim, dumnie brzmiącym napisem Islamic Republic of Iran.

Wprowadza wizę do komputera, stempluje.

- Thank you – oddaje mi paszport.

Ale jak to? Tak po prostu? Żadnych pytań? Ani czemu, ani po co, ani do kogo, ani dlaczego, ani żadnych innych wybitnie irytujących pytań, które uwielbiają zadawać służby migracyjne na całym świecie? Szok. Widzi przybysza z tego obrzydliwego, zgniłego Zachodu i zamiast prewencyjnie wymierzyć mu kilka batów, on go po prostu wpuszcza! Jak nic będzie nagana za niedopełnienie obowiązków służbowych.

Flaga Iranu

Flaga Iranu

Nie, nie… tu musi być jakiś podstęp, coś na pewno jest na rzeczy, musi być po prostu… Kilkadziesiąt metrów dalej widzę skaner i strażnika, który sprawdza, co podróżni wwożą do kraju. Tak! Tu się dopiero zacznie! Tu mnie przepytają! Tu utknę na kilka godzin! Kładę plecak na taśmie skanera. Obsługujący go, uśmiechnięty (!) człowiek jest pochłonięty rozmową ze swoim kolegą. Mój plecak wyjeżdża z drugiej strony, a strażnik mówi „ok, ok” i pokazuje mi żebym zabierał go i szedł dalej. Najlepsze jest to, że nie spojrzał przy tym ani na mnie, ani na… wyświetlacz! Kompletnie nie obchodziło go to co przywożę. Szok. I już jestem w Iranie. Już mam wszystkie formalności za sobą. Żadnych pytań, żadnych nieprzyjemności, żadnych krzywych spojrzeń. I te gęby, jakieś takie przyjazne mają.

Ok. Teraz czas odwiedzić kantor. W środku siedzi dwóch gości, w wieku do 30 lat. Witam się i mówię, że chciałbym wymienić pieniądze. Oni ani drgną, za to patrzą na mnie, jak na debila. A ja na nich – bo w końcu co w tym dziwnego, że przychodzę do kantoru kupić walutę? W końcu, widząc, że nic nie łapię, jeden z nich niespiesznie do mnie podchodzi. Mówi, że owszem, mogą wymienić moje dolary, ale tylko po oficjalnym kursie, a to nie będzie dla mnie korzystne. Lepiej żebym poszedł, do innego kantoru znajdującego się piętro wyżej.

Jest. Według cennika za 1USD dostanę 30 000 IRR. Nie ma to jak mocna waluta. Kładę 120 dolarów, a pan najspokojniej w świecie odlicza mi jakieś 4 000 000 riali. Położył to przede mną, chciałem przeliczyć, ale jeszcze się z szoku nie otrząsnąłem. Banknoty po 500 000 IRR?! Pan jednak był uprzejmy i pomógł mi ogarnąć ten nagły przypływ gotówki.

Rial irański

Rial irański

Trzeba by się jakoś dostać do miasta… Ledwo zdążyłem o tym pomyśleć, a od razu wyrósł obok mnie dobry duszek w postaci taksówkarza. Banan od ucha do ucha, wesoły, pogodny. Zaczyna mi się w tym kraju podobać.

- You need taxi? – zagaja swoim nienagannym inaczej angielskim. Grunt, że zrozumiałym.

- Maybe… how much?

- Where?

Sięgam po przewodnik Lonaly Planet, leżący gdzieś na dnie plecaka. Zawsze to, co potrzebne leży na dnie. Złośliwość rzeczy martwych po prostu.

- Khazar Sea Hotel – pokazuję mu adres, miejsca godzącego niską cenę z (mam nadzieję) brakiem małych, wielonożnych lokatorów biegających w nocy po gościach.

- 400 000 rials

Acha. I wszystko jasne. Dużo mi to mówi.

Słysząc astronomiczną kwotę, czułem się tak, jakby mówił do mnie w suahili, hindi, albo próbował przekonać mnie o uczciwości polskich polityków.  Za jasną cholerę nie mam pojęcia, czy to dobra cena, czy nie. Ba! Nie mam pojęcia, jak to przeliczyć wszystko na dolary! Niby znając kurs mogłem sobie podzielić na kalkulatorze. Mogłem, ale pierwszy szok sprawił, że jakoś na to nie wpadłem. Musiałem mieć naprawdę głupkowatą i mało rozgarniętą minę, bo taksówkarz machnął ręką żebym poszedł za nim do kantoru. Pokazał na cennik, przeliczył na kalkulatorze i wyszło coś koło 15 USD. A, no chyba, że tak! Jedziemy!

Abu Dhabi: Pałac, jak z baśni 1000 i 1 nocy
"Iran on TV only terrorists"

  • http://wszystkonawariata.blogspot.com/ Jakub Piątkowski

    No no, dawaj dalej … bo te mordy Irańskie wydają się być ciekawe !

  • Kt Michnar

    Świetne, wspaniałe, cudowne!. Za trzy dni uderzam do Iranu i właśnie tego było mi potrzeba: ogarniętego podróżnika z lekkim piórem! Och dzięki Ci, o dzięki!! Tylko oby tak dalej:)

    no a jak już wrócę, jak już te uśmiechy pooglądam i się wzbogacę, to też opowiem, może Cię to tam kiedyś zainteresuje, jakie będą te gęby kobiecym samotnym okiem widziane?:)

    http://podrozesamodzielne.blogspot.com/

  • http://www.celwpodrozy.pl/ Cel w podróży

    Właśnie przekopuję Internet w poszukiwaniu informacji o tym fascynującym kraju. Jeszcze miesiąc temu w ogóle nie miałam go na liście, a teraz jest w pierwszej piątce:) Miesiąca to ja nie wyskrobię, taka podróż to marzenie… ale dwa tygodnie to też coś. Adamie, świetnie piszesz, zaczytałam się. Mam nadzieję, że wkrótce poznamy się osobiście i wtedy wypytam Cię o wszystko:) Pozdro, Cel

    • Szwendalus

      Dzięki, miło mi to słyszeć…znaczy czytać :D Coś mi się wydaje, że nawet na pewno się poznamy :) Chętnie doradzę, pomogę z resztą… niewykluczone, że wrócę do Iranu w tym roku :)