Tańczące fontanny w Dubaju – po prostu cudo!

Tańczące fontanny. Nie Burj Khalifa, nie słynny, siedmiogwiazdkowy hotel Burj el-Arab, nie wszystkie luksusowe pałace i zdobione złotem meczety, tylko właśnie tańczące fontanny – to one są najciekawszą i najpiękniejszą atrakcją Dubaju. Nie przesadzę jeśli powiem, że warto tam polecieć nawet na jeden wieczór tylko po to żeby je zobaczyć.

Tańczące fontanny widziane z Burj Khalifa

Zlokalizowane w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, pomiędzy Dubai Mall i Burj Khalifa, dubajskie tańczące fontanny są największym tego typu obiektem na świecie. Mają aż 275 m. długości i potrafią wyrzucić na raz 83 000 litrów (!) wody na 150 m. w górę! Do ich podświetlenia użyto najnowocześniejszych lamp, których światło jest widoczne z odległości 20 km oraz… z kosmosu. A co tam – niech astronauci też mają jakąś rozrywkę podczas kiblowania przez kilka miesięcy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Pokazy są codziennie od godziny 18 do mniej więcej 23:30 i rozpoczynają się co pół godziny. Trwają tyle ile dany utwór. Teren nie jest ogrodzony więc widowisko jest całkowicie darmowe. Niby widać je i słychać z każdego miejsca, w którym się stanie, ale… nie zawsze tak samo. Są dwie szczególnie dobre miejscówki. Pierwsza – po wyjściu z Dubai Mall głównym wejścio-wyjściem przechodzimy przez mostek, skręcamy w prawo i zatrzymujemy się na łuku (tym sposobem jesteśmy po jego wewnętrznej stronie, co sprawia, że czujemy się jakbyśmy byli wewnątrz całego pokazu). Druga miejscówka (szczególnie dobra do nagrywania i robienia zdjęć), jest jakieś 10 m. na prawo od mostka (nie przechodzimy przez niego!).

Fontanny to show, które się nie nudzi. Oglądałem je codziennie po kilka razy, przez kilka dni i mimo to na każdy kolejny „taniec” czekałem z ekscytacją nastolatka, który dopadł pierwszego w życiu pornola. Mimo tego, że to kraj arabski, repertuar znacznie wykracza poza arabskie piosenki, które, nawet jeśli wpadają w ucho, to i tak brzmią, jak wezwanie do dżihadu – jest Andrea Bocelli i Celine Dion, mamy Whitney Houston, mamy Michaela Jacksona, mamy też, genialną moim zdaniem, afrykańską piosenkę Baba Yetu, ale ona jest na tyle wyjątkowa, że do niej jeszcze wrócimy.

Stoję przy rozgrzanej przez ostre sierpniowe słońce barierce i z niecierpliwością czekam na kolejny pokaz. To nic, że jest jakieś 40 stopni (wieczorem!), a powietrze jest tak mokre, jak w saunie. Czekam i zastanawiam się, do jakiego utworu będą za chwilę tańczyć fontanny. Uda mi się w końcu zobaczyć Baba Yetu, które mnie zachwyciło na Youtubie, czy nie uda… Setki podwodnych lampek zaczęły mrugać i błyskać, bez ładu i składu – to znak, że pokaz rozpocznie się w przeciągu kilku minut… Najpierw, z wysokiej jakości głośników zamontowanych na otaczających fontanny latarniach, dochodzi muzyka. Chwila napięcia… TAK! Baba Yetu! Udało mi się trafić! Po chwili w rytm muzyki zaczynają się poruszać podświetlone strumienie wody. Raz tworzą falującą ściankę, to znowu zataczają koła, strzelają wysoko w górę, by za chwilę pomachać publiczności, zapalają się i gasną, by za chwilę zaprezentować się w całej okazałości – już wiem, co oznaczają słowa „doskonałość” i „perfekcja”. W trakcie pokazu i jeszcze długo po banan nie schodzi mi z gęby. Jestem mega szczęśliwy, bo właśnie ten jeden jedyny układ chciałem tak bardzo zobaczyć. I udało się!

Ach tak… ta piosenka… gadam o niej, jak najęty więc może słówko o tym, dlaczego jest tak wyjątkowa i robi takie wrażenie. Poza tym, że po prostu bardzo mi się podoba i jest niesamowicie inspirująca jest jeszcze coś. „Baba Yetu” w języku suahili oznacza… „Ojcze Nasz”. A cały utwór jest śpiewaną wersją tej modlitwy. Publiczne, głośne, donośnie odtwarzanie chrześcijańskiej modlitwy w sercu arabskiego kraju! To chyba znak, że koniec świata już blisko.

A teraz grzecznie otwierasz nową stronę i kupujesz bilety do Dubaju.

Jak powstają krówki z Milanówka?
Dubaj: sklepy dla niewiernych, stok narciarski na pustyni...