W Teheranie niemal na pewno rozpoczniesz swoją podróż po Iranie. Czy warto poświęcić mu dłuższą chwilę, czy potraktować tylko, jak miejsce przesiadek? Co (i czy coś w ogóle) warto zobaczyć? Na koniec garść informacji praktycznych oraz propozycja 1 i 2-dniowego zwiedzania Teheranu wraz z mapkami.
Teheran zdecydowanie nie powala. Znaczy powala, ale nie atrakcjami, a potwornym smrodem spalin i hukiem milionów starych, motocyklowych silników. Miasto niesamowicie męczące, potwornie przytłaczające, takie w którym na pewno nie chciałbym mieszkać. Miasto, w którym powiedzenie „motocykle są wszędzie” nabiera nowego, dosłownego znaczenia – wszędzie znaczy wszędzie. No dobrze – ale przecież i tak tu trafisz. Jak Twój samolot tu nie wyląduje, to będziesz tędy przejeżdżać autobusem. Teheranu nie unikniesz. To może jednak jest w nim cokolwiek ciekawego?
Pewnie, że jest!
Ostatni dzień w Teheranie. Ostatni dzień w Iranie w ogóle. Po południu mam samolot do Dubaju. Doprowadziłem się już do względnego porządku, przeprałem ubrania, tak żeby w samolocie nie śmierdzieć „tygodniowym żulem” tylko, co najwyżej „żulem jednodniowym”, a teraz mam kilka godzin żeby się jeszcze poszwendać po mieście.
Bazar! Słowo „bazar” w Teheranie nabiera jednak nowego znaczenia. To największy targ w Iranie, a ponoć i jeden z największych na świecie. To gigantyczny moloch skupiający około 20 000 różnorakich sklepików. I to jakich! Nam bazar kojarzy się z brudem, syfem, straganami ze spróchniałych desek i zadaszeniami z blachy falistej. Na tehreańskim bazarze takich obrazków nie zobaczysz. Nie zobaczysz też zbyt dużo chińskiej tandety, ani tym bardziej pamiątek firmy „Made in China”. Znacznie więcej jest rękodzieła i wyrobów naprawdę unikatowych – od żywności, przez chusty we wszystkich kolorach tęczy, aż po porcelanę i ręcznie tkane perskie dywany. Warto się tu po prostu zagubić na jakiś czas. Nie zerkać nerwowo na mapę, nie szukać wyjścia tylko przechadzać się wąskimi alejkami i podziwiać te cudeńka.
A na koniec obowiązkowo trzeba kupić kilogram świeżych pistacji. Kosztują one zawrotne 12zł/kg i smakują cudownie. Są delikatne w smaku i zielonkawe jeśli chodzi o kolor (zagadka zielonych lodów pistacjowych rozwiązana!). I są niemożliwe do kupienia w Polsce – u nas można dostać tylko prażone, solone w zawrotnej cenie 60zł/kg. A wierzcie mi, że w smaku tym świeżym do pięt nie dorastają!
Bazar znajduje się w południowej części miasta, niedaleko placu Khomeiniego i Pałacu Golestan. Należy wysiąść z czerwonej linii metra na stacji Meydan-e Immam Khomeini (albo podobnie) i jakieś 200 metrów pokonać spacerkiem. Ile czasu przeznaczyć na spacer po bazarze? 2h minium. Ale jeśli przeznaczysz pół dnia, to też się nie będziesz nudził/a. Taką wycieczkę śmiało można połączyć ze zwiedzaniem Pałacu Golestan (to też zajmie około 2h)
A sam Pałac Golestan? To siedziba perskich władców z dynastii Qajar. Cały kompleks budowano przez ponad 200 lat (zaczęto w XV w.) Nie mogę powiedzieć, że nie jest ładny. Jest. Ładny i tyle. Mimo, że mnóstwo ludzi się nim zachwyca, to moim zdaniem jeśli widziałeś/aś zabytki Budapesztu, czy Barcelony, to Pałac ów nie zrobi na Tobie wrażenia. Wrażenie robi natomiast cena, która 2 lata temu wyniosła ponad 50 zł (obecnie ponoć więcej). Pawi Tron, który się tam znajduje jest repliką – oryginał jest we wspomnianym Muzeum Klejnotów Koronnych. Podsumowując: jeśli masz czas i pieniądze to oczywiście możesz się do niego wybrać. Natomiast jeśli musisz wybierać, bo na wszystko Ci nie starczy czasu i pieniędzy, to Golestan Palace jest jednym z tych miejsc, które śmiało możesz odpuścić.
Jedno miejsce w tym mieście jest jeszcze ciekawsze niż bazar. Dosłownie zwala z nóg i muszę powiedzieć, że czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej i nigdzie indziej. Mam na myśli Muzeum Klejnotów Koronnych (czasem zwane też Muzeum Biżuterii). Pisałem o nim już TUTAJ więc nie będę się powtarzał. Nadmienię tylko, że znajduje się tam największy na świecie różowy diament (blisko 2x większy niż słynny Koh-i-Noor), a wszystkie zgromadzone tu eksponaty można by wykupić pewnie z pół Afryki. Albo lepiej.
Warto też zajrzeć do północnej części Teheranu – do rejonu zwanego Darband. Żeby się tam dostać jedziemy do końca czerwoną linią metra, a następnie albo idziemy piechotą jakieś 30 min, albo podjeżdżamy taksówką. Moje pierwsze skojarzenie z tym miejsce to „Teherańskie Krupówki”. Nie dlatego, że jest podobne, ale dlatego, że spełnia podobną rolę. O tym miejscu pisałem już TUTAJ.
Jest jeszcze Saadabad – kompleks na północy Teheranu, w którym rezydowali ostatni władcy Iranu. O ile nad Pałacem Golestan można się jeszcze zastanawiać, o tyle ten jest po prostu nudny. Budynki są nowe – większość pochodzi z XX wieku, wnętrza mają dość nieciekawe. Spacerujemy pod wielkim parku, co i raz mijani przez meleksy, i zwiedzamy kolejne zabudowania. Zaciekawiła mnie tu jedynie imponująca kolekcja samochodów dawnych szachów – Mercedes, Rolls Royce i co tylko chcesz. Sądząc po zamiłowaniu szacha do luksusu i drogich aut, to jak nic, zanim został szachem, pracował w ZUS-ie. Za wszystko oczywiście zapłacimy krocie, bo ponad 50 zł. Zdecydowanie nie polecam.
No dobra – w Saadabad oprócz kolekcji samochodów ciekawa jest jeszcze jedna rzecz. Konkretnie to posąg jednego z ostatnich władców Iranu. A właściwie to, co z niego zostało po rewolucji islamskiej…
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Jak dojechać z lotniska?
Taksówką. Kiedyś ma tam zacząć dojeżdżać metro, ale jakoś jeszcze nie zaczęło. Koszt przejazdu do centrum to 400 000 IRR (w 2013r.). Jedzie się kawał drogi więc nie jest to cena wygórowana.
Gdzie spać?
Ja nocowałem w Khazar Sea Hotel. „Hotel” to bardzo szumne określenie, bo to raczej standard hostelu. Dość niski nawet, jak na hostel. Cena nocelgu to 300 000 IRR/pokój 1 os. (w 2013) czyli, jak na Teheran, dość tanio. Usytuowany jest 5 minut piechotą od placu Khomeiniego więc bardzo blisko metra, bazaru i Pałacu Golestan. Pokoje są małe, ale czyste. Kuchnia to potworny syf więc o niej zapomnijcie. Łazienka dzielona. Adres: 12 Ohady Alley, Amir Kabir Street.
Jak się przemieszczać po mieście?
Najlepiej metrem. Sensownie poprowadzone kilka linii metra w zupełności wystarczy żeby dojechać w większość miejsc w Teheranie. Pociągi są czyste i bezpieczne, a bilet kosztuje od 4000 – 5000 IRR (w zależności od tego, czy pani w okienku ma wydać). W przeliczeniu to 0,40 – 0,50 zł. Kwestia wagonów dla kobiet – faktycznie są, ale działają inaczej niż nam się wydaje. Kobieta może jechać dowolnym wagonem. Dowolnym. To mężczyznom nie wolno wsiadać do wagonów tylko dla kobiet. Pieprzona dyskryminacja.
Są również autobusy, ale są stare, potwornie wolne i najczęściej trudno ustalić, gdzie jadą. Kosztują, tak jak metro, grosze.
Sieć szybkich autobusów BRT (Bus Rapid Transport). Duże, długie, czyste, szybkie i nowoczesne autobusy, które poruszają się wydzielonymi pasami między jezdniami, są dobrym uzupełnieniem sieci metra. Godne polecenia.
Taksówki – za dwadzieścia złotych można przejechać niemal pół miasta.
Ile czasu przeznaczyć na Teheran?
Moim zdaniem nie więcej niż 2 dni. Ciekawszym przeżyciem niż zwiedzanie jest z pewnością poczucie klimatu tego chaotycznego miasta. Miasta, które nigdy nie zasypia, i w którym wszyscy się gdzieś spieszą. Pierwszego dnia idziemy na bazar (po drodze mijamy Pałac Golestan więc chętni mogą zajrzeć również tam), a następnie jedziemy metrem do Muzeum Klejnotów Koronnych. Każde z tych miejsc zajmie kilka godzin. Następnego dnia jedziemy czerwoną linią metra do stacji końcowej Tajrish i idziemy zobaczyć Darband, przeze mnie pieszczotliwie zwany „Teherańskimi Krupówkami”. Jeśli połączymy to z krótką wycieczką w góry, to cały dzień mamy z głowy. Mapka poniżej.
Oczywiście da się też program zwiedzania skrócić…
TEHERAN W 1 DZIEŃ
Zaczynamy od bazaru (spędzamy na nim 2-3h), potem metrem udajemy się do Muzeum Klejnotów Koronnych, gdzie również spędzimy 2-3h, a na koniec jedziemy metrem zobaczyć Darband. Informacje na temat wyżej wymienionych powyżej, a mapka poniżej
Miłego zwiedzania!
Ach no tak! Byłbym zapomniał… zawsze można też rzucić okiem na malunki, które zdobią mury dawnej ambasady USA…