Jak wygląda dzień w pociągu Kolei Transsyberyjskiej?

„Zależy który!” – chciałoby się odpowiedzieć na takie pytanie. Inaczej się nie da. Jazda transsibem, to nie wycieczka obrzyganym podmiejskim do pracy.  Niby i jedno i drugie, to „podróż pociągiem”, ale nowoczesnym EN57 (wszak nie ma on więcej niż 40 lat) Kolei Mazowieckich jadę godzinę, a Koleją Transsyberyjską 4 dni (lub dłużej). Wsiadam do pociągu jadąc do pracy, rozglądam się, „do dupy, nie ma miejsca, postoję”. Wsiadam do transsibu -  „do dupy, nie ma miejsca, postoję”. Hmm… jakoś nie bardzo.

Jeśli jedziesz Koleją Transsyberyjską, pociąg przestaje być tylko pociągiem, a zaczyna być Twoim domem. Jest miejscem, w którym mieszkasz, śpisz, budzisz się, jesz śniadanie, obiad, kolację, wszystko popijasz kilkoma gorącymi kubkami, masz sraczkę, podcierasz, idziesz spać. Budzisz się i od nowa… Całe Twoje skomplikowane życie uprasza się do kilku najważniejszych czynności. I nie, nie będzie możliwości obejrzenia kolejnego odcinka „Mody na sukces”. Nie tylko Ty jesteś w pociągu, ale też pociąg zaczyna być w Tobie. Pociąg staje się stylem życia.

Każda podróż pociągiem transsyberyjskim zaczyna się w Moskwie, na Dworcu Kazańskim – stąd odjeżdżają wszystkie pociągi na Daleki Wschód. Wydaje Ci się, że wobec tego musi być ogromny i posiadać nieprawdopodobnie dużo torów i peronów? Nic bardziej mylnego – rozmiarami okazuje się być porównywalny do Dworca Centralnego w Warszawie. Różnica jest taka, że na tym moskiewskim nie królują żule i bezdomni. I nie śmierdzi szczochami.

Jadąc Koleją Transsyberyjską...

Jadąc Koleją Transsyberyjską…

Pierwsze chwile na dworcu są nieco nerwowe. Do odjazdu mamy nieco ponad 30 minut, a nie wiemy, czy nasz bilet typu „wydrukuj to sam” trzeba wcześniej wymienić na bilety „normalne”. Czasem trzeba, a czasem nie. Tak żeby było wesoło i różnorodnie. Niby na wydruku jest napisane, że nie trzeba, ale cholera ich wie. A jak się coś zmieniło? Podpytujemy ludzi, ale nikt nie wie. Albo tylko mu się wydaje, że wie. Jeszcze ten pan… jeszcze ta pani… i dalej nic nie wiemy… O! Pojawiła się prowadnica (czyli ktoś jak konduktor) naszego pociągu! Kto będzie lepiej znał odpowiedź na nasze pytanie niż osoba, która sprawdza bilety? Patrzy, patrzy – „wsio haraszo”. Wsiadamy podekscytowani – to jest jeden z tych słynnych pociągów transsyberyjskich, marzenie milionów ludzi na całym świecie. Jeszcze 20 minut i ruszamy… Ale najpierw szukamy naszych miejsc. Przebijamy się nieco ciasnym korytarzem pomiędzy łóżkami. Nagle coś szarpnęło mnie do tyłu. Wtf?! Aha… to tylko, przymocowana do kalpy plecaka, karmiata, której jest w owym korytarzyku za wąsko.  Chwile później próbujemy upchać nasze bagaże wokół leżanek, na których spędzimy kolejnych kilka dni. Ktoś chce swoje upchać w  te same miejsca. Wywiązuje się kłótnia. Jedna z trudniejszych kłótni w moim życiu, bo ciężko się dyskutuje w języku, którego nie znasz, a to z kolei oznacza, że nawet nie wiesz, o co ktoś się z Tobą kłóci. Do końca nie ogarnąłem o co dokładnie chodziło, ale jakoś udało nam się dojść do porozumienia. A tymczasem pociąg ruszył….

Człowiekowi zaczyna odbijać...

Człowiekowi zaczyna odbijać…

Pierwszego dnia czas płynie szybko, a podróż się nie dłuży. Wszystko, jest nowe, wszystko jest „wow!”. Rozglądamy się po pociągu, podziwiamy krajobraz za oknem, mimo, że nie ma tam kompletnie nic do podziwiania, z zainteresowaniem śledzimy rozkład jazdy i kolejne mijane stacje. Rozmawiamy. Tyle tematów jest do obgadania. Jak to będzie, spędzić 4 dni w jednym pociągu? Ciekawe ile osób poznamy? A zmianę kilku stref czasowych? Odczujemy to, czy nie? A na miejscu? Jaki ten Bajkał jest naprawdę? Jak wygląda? Czyli buzie nam się nie zamykają. Po 10 godzinach z radością stwierdzamy, że czas nam płynie bardzo szybko. Gdybyśmy jechali pociągiem PKP, to byłaby to baaaaardzo długa i daleka podróż. A tu? To dopiero początek. Po 10 godzinach, do końca podróży, zostało nam jakieś 80… Czasem na postojach (pociąg zatrzymuje się średnio co 2 godziny) można wyjść na peron, przewietrzyć się, rozprostować kości i wszystkie nieużywane do leżenie mięśnie.  Tylko czasem, bo postoje są najczęściej krótkie – ledwo zdążysz wyjść, już słyszysz zapowiedź „Skoryj pojezd nomier diewienosta dwa, odprawliajetsa u pierwej platformy, pierwawa puti” i już prowadnica pogania – „zachaditie, zachaditie” i pokazuje na wnętrze wagonu. Ale przynajmniej udało mi się kupić paczę Lay’sów za jedyne 100 RUB, czyli 10zł… Jupi!

Najdziwniejsza jest pierwsza noc. Każda kolejna też będzie dziwna, ale pierwsza jest najdziwniejsza. A właściwie nie tyle noc, co moment „pójścia spać”. Bo co to właściwie oznacza, jeśli cały dzień spędzasz leżąc na swojej leżance? Granica między nocą, a dniem zaczyna się zacierać. Właściwie, gdyby nie wschód i zachód słońca, to w ogóle by jej nie było. Jeśli cały dzień leżysz, próbując przespać, jak najwięcej godzin, żeby czas szybciej zleciał, to „pójście spać” jest czymś nieco absurdalnym. I tak się obudzisz w nocy, bo albo pociąg, stuka, albo trzeszczy, albo wali o szyny, albo stuka, trzeszczy i wali jednocześnie. A nawet gdyby się okazało, że Twój pojazd szanuje ciszę nocną, to obudzisz się, bo albo będzie Ci duszno i będziesz chciał otworzyć okno, albo będzie Ci zimno i obudzisz się po to, żeby je zamknąć. Noc i dzień stają się pojęciami czysto umownymi, bo zlewają się w jedno – w podróż transsibem. Możesz powiedzieć „ale przecież będę zmęczony, to zasnę”. Zmęczony? Po całym dniu leżenia? Co najwyżej będziesz zmęczony nic nie robieniem i na samą myśl o spaniu będzie Cię szlag trafiał. Dobra – idź spać, a potem pogadamy o drugim dniu.

DSCN6033

Drugiego dnia budzisz się i wiesz, że czeka Cię następne kilkanaście godzin leżenia i czekania aż dzień się skończy i pójdziesz spać. Drugi dzień jest najgorszy – to już 30. godzina, którą spędzam w jednym miejscu, mam wrażenie, że jadę tym pociągiem już taaaaaaaak dłuuuuugo. A tymczasem jeszcze nawet nie jestem w połowie. I ta świadomość, że zostało jeszcze „tylko” 60 godzin jazdy…

Trzeciego dnia czuję, że zbliżamy się do celu. Sama świadomość, że już JUTRO wysiadamy sprawia, że mam jakby więcej energii, którą śmiało mogę przeznaczyć na dalsze leżenie. W tej chwili myśli typu „jeszcze aż 40 godzin jazdy” zostają zastąpione takimi, jak „już bliżej niż dalej”.

Czwarty dzień to już w ogóle euforia! Już zaraz wysiadamy! To już dzisiaj! Jeszcze kilka godzin! To już za chwilę! No właśnie – kilka godzin w realiach rosyjskich, to „chwila”. Po spędzeniu 90 godzin w jednym pociągu i przejechaniu ponad 6000 km. zdecydowanie zmieniają się człowiekowi definicjietakich określeń, jak „długo”, „krótko”, „blisko”, „daleko”.  Jeśli zostało Ci 7 godzin podróży, to mówisz, że już prawie jesteś. Jeśli do celu masz jeszcze 3 godziny czyli jakieś 400 km., to już zakładasz buty i pakujesz swoje graty – przecież ZARAZ wysiadasz! Ekspres z Warszawy do Krakowa? Dziękuję, postoję. Przecież zaraz wysiadam.

Słit focia z prowadnicami

Słit focia z prowadnicami

A jak to jest z imprezami i integracją w pociągu? W naszym przypadku… nie było. Wbrew pozorom Rosjanie jeżdżący transsibem wcale nie są tak bardzo tym zainteresowani. Dlaczego? Bo po pierwsze, dla nich nie jest to żadna przygoda, żadna atrakcja, to nie jest TA Kolej Transsyberyjska – dla nich to zwykły środek transportu. Po drugie mało kto jedzie cała trasę – większość wsiada, przejeżdża kilka stacji i wysiada. Po trzecie część z tych ludzi idzie rano do pracy… A jak z innymi turystami? Hmm… nie wiem, bo byliśmy jedynymi obcokrajowcami w wagonie. Jasna sprawa, że Rosjanie piją w trakcie jazdy i oczywiście częstują i zapraszają „do stołu”, ale nie ma to nic wspólnego z „jedną wielką imprezą”, jak niektórzy sobie wyobrażają podróż transsibem.

Podróż transsibem, to ciekawe i jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Warto choćby po to żeby poczuć, jak to jest jechać jednym pociągiem przez 4 dni. Właściwie to nie tyle jechać, co mieszkać w domu na kółkach.  Warto, na pewno warto. Ale szczerze? Nie rozumiem dlaczego transsib cieszy się w Polsce taką aż popularnością, dlaczego jest wręcz owiany legendą? Entuzjaści trochę jednak przesadzają…

A o tym, jak zorganizować podróż Koleją Transsyberyjską pisałem TUTAJ

Kolej Transsyberyjska - informacje praktyczne
Bajkał - czy wiesz, że...?

  • eD

    Ale o co chodzi ???czy chodzilo o opisanie cierpien i oczekiwan na koniec trasy czy co?Gorzkie zale panowie tu zapodajecie.Lubi =e takie tematy ale to co przeczytalem ???Rownie dobrze mozna powiedziec ze nic nie czytalem a widzialem pare zdjec z pociagu.

    • Szwendalus

      A spodziewałeś się wielodniowej imprezy z DJem i picia do rana? No cóż, sory, ale wygląda to nieco inaczej;)

  • Jerzy

    No ok..Najpierw to trzeba jednak jakoś dojechać, dolecieć? do Moskwy…Jak? Tego nie napisano…a szkoda…Później cztery dni jazdy…wysiadka…gdzie? i co dalej? A powrót jak?

    • Szwendalus

      Bez sensu. Przeczytaj jeszcze raz tytuł wpisu to zrozumiesz dlaczego. Co ma wspólnego tytuł wpisu (jak wygląda dzień w pociągu Kolei Transsyberyjskiej) z dojazdem do Moskwy? Nic, a ja piszę na temat. Gdzie wysiadka i co dalej też jest, ale trzeba sobie zadać trochę trudu i poczytać inne posty.