„Kobieta” i „Iran”. Co Ci przychodzi do głowy, jak słyszysz te dwa słowa? Gwałty, przemoc, terror, polewanie kwasem, bicie, brak jakichkolwiek praw, obcinanie palców, rąk, języków, piersi i czego tylko jeszcze. Zgadłem? To są Twoje pierwsze skojarzenia? Tak uparcie wpajane nam przez media. A okazuje się, że jest inaczej. Zupełnie inaczej.
Jak na kraj islamski, to trzeba przyznać, że sytuacja płci pięknej jest całkiem niezła (bo punktem odniesienia są inne kraje islamskie, a nie Europa). No właśnie – kraj islamski to nieco nieprecyzyjne stwierdzenie. Jest ogromna różnica między bardzo liberalnym szyizmem obowiązującym w Iranie, a skrajnie radykalnym wahabizmem, który panuje w pobliskiej Arabii Saudyjskiej. Jak bardzo różne są to odłamy łatwo zrozumieć, jeśli się wie, że jednym z największych przeciwników Iranu jest… Arabia Saudyjska, a Państwo Islamskie niedawno przeprowadziło zamach na… szyicki meczet w Kuwejcie. I tak, jak różne mają oba odłamy podejście do wysadzania się w powietrze, tak różnią się też pojmowaniem roli i praw kobiet.
Kwesta ubioru. Pamiętacie te, powracające jak bumerang, zdjęcia armii czarnych zjaw, które zdają się nie mieć oczu? Na pewno pamiętacie. Gdybyście chcieli zobaczyć taki obrazek na żywo, to… nie jedźcie do Iranu. Bo tam takie zjawiska praktycznie nie występują. Kobiety w Iranie nie mają obowiązku noszenia ani czadoru, ani burki, ani nikabu ani żadnych innych gadżetów, które upodabniają je do czarnych upiorów.
Oczywiście można spotkać (nawet dość często) kobiety w czadorach, ale po pierwsze jest to tylko ich wybór, a nie „prikaz” władzy, a po drugie nawet one nie zasłaniają twarzy. To dobrze, bo przynajmniej widzę, że mija mnie kobieta, a nie wojownik ninja, który zaraz, spod tej czarnej kiecki, wyciągnie maczetę. Albo detonator.
Obowiązkowy jest jedynie hidżab, który to z kolei ma dwie definicje. Po pierwsze jest to skromy sposób ubierania się. Wiadomo – żadne miniówki, żadne obcisłe spodnie itp. nie przejdą. Po drugie jest to chusta zasłaniająca włosy. Tak jest oficjalnie, a nieoficjalnie to różnie z tym bywa. Kobiety owszem noszą chusty, ale tak żeby za dużo włosów nie zasłaniać ;) Najzabawniejsze (i bardzo budujące zarazem) jest obserwowanie, jak do tematu podchodzą młode Iranki. Przykładowo czeszą się w kok, a chustę o ten kok zahaczają. I w ten sposób siedząc naprzeciwko niej nie sposób zauważyć, że jakąkolwiek chustę ma na głowie. Czyli tak – one udają, że chusty noszą, a władze i policja udają, że nie widzą i nie wiedzą o co chodzi. I w takiej symbiozie sobie żyją
Problematyczna w islamie kwestia prowadzenia samochodów przez kobiety, w Iranie nie jest problematyczna – wsiadasz do taksówki, a tam pani za kierownicą. Dla porównania w Arabii Saudyjskiej walczą o prawo jazdy… rowerem. O samochodzie nie wspominając.
„Kobietom nie wolno przebywać sam na sam z nieznajomymi mężczyznami i nie wolno im z nimi rozmawiać!” Serio? Nie zauważyłem. W Esfahanie spędziłem 4 dni mimo, że zwiedzania może jest na jeden. Ale co tu zrobić skoro tylu genialnych ludzi można poznać w ciągu dnia…
Dzień pierwszy. Idę sobie przez park i nagle słyszę znajome „hello mister”. Znajome, bo Irańczycy są niesamowicie otwarci i co chwilę, ktoś chce mnie poznać. Patrzę, a to siedząca na trawniku trójka młodych ludzi. Chłopak i dwie dziewczyny. Dosiadam się do nich i kolejne dwie godziny rozmawiamy.
- A wy się długo znacie?
- Nie. Poznaliśmy się 3h temu.
Dzień drugi. Ok pozwiedzam w końcu – myślę sobie. Dziarsko wmaszerowałem do pierwszego meczetu, w którym byłem sam.
- Hey, come here, I will show you something!
Słyszę głosy. Niedobrze. Odbija mi.
A nie. Jednak nie jest źle. Okazuje się, że za mną weszła jeszcze młoda dziewczyna, Iranka oczywiście i to ona mnie wołała. O detalach architektonicznych, jakie mi pokazała nie będę się rozpisywać. Grunt, że spędziliśmy razem całą resztę dnia (sam na sam!). Spacerowaliśmy cały dzień, po najbardziej turystycznym miejscu, najbardziej turystycznego miasta, pod oknami posterunku policji, poszliśmy do lokalnej kawiarnio-cukierni i nikt, absolutnie nikt do nas nie podszedł i nie robił żadnych problemów. A jaki był jej stosunek do noszenia chusty, to sami zobaczcie na zdjęciu otwierającym wpis
Dzień czwarty. Sytuacja podobna. Bilans: zero jakichkolwiek kłopotów.
Powiecie – ale to się nie liczy, bo wiadomo, że obcokrajowiec ma nieco więcej praw. Warto się w takim razie przejść nad rzekę i zobaczyć na własne oczy te zakochane pary, których też nikt nie niepokoi Przy czym trzeba dodać, że żadne pocałunki, czy nawet trzymanie się za ręce nie jest wskazane – to jednak kraj islamski.
„W Iranie kobiety nie mogą studiować”. Serio? Dziewczyny poznane wtedy w parku w Esfahanie studiowały, tak mądre kierunki techniczne, że ja ze swoim dziennikarstwem to się mogę schować.
„Kobiety mają oddzielne wagony w metrze i wydzieloną przestrzeń w autobusach!” Ano mają. Fakt. Tyle, że działa to nieco inaczej niż nam się wydaje. Otóż kobieta MOŻE, ale nie musi korzystać z wydzielonego fragmentu pociągu. Może równie dobrze jechać razem z mężczyznami i nie jest to rzadki widok. To mężczyznom nie wolno podróżować w części przewidzianej tylko dla kobiet. Jest to zatem forma uprzywilejowania kobiet. Dziwna, ale jest.
Najważniejsze nie jest jednak to, co zapisano w kodeksach. Nie jest też najważniejsze, co pohukuje Ali Chamenei, czy inni brodaci ajatollahowie. Najważniejsze jest to, co jest w głowach Irańczyków – to co oni uważają, to jak oni się do kobiet odnoszą i to, że je szanują. Bo kraj tworzą ludzie, a nie rząd i kodeksy.
Przez miesiąc nie spotkałem nikogo (co nie oznacza, że takie jednostki się nie zdarzają), kto wyrażałby się w jakikolwiek sposób negatywni o płci pięknej. Nie spotkałem nikogo, kto by popierał jakąkolwiek dyskryminacje, czy wypowiadał się o kobietach protekcjonalnie. Jeden z Irańczyków zagadniętych o nienajlepszą sytuację kobiet powiedział wręcz, że „całe to g…. przyszło z islamem”. Bo Iranie nie jest krajem rdzennie islamskim.
Inna sytuacja. Razem z koleżanką poznaną w esfahańskim meczecie poszliśmy do sklepu z dywanami. Panowie sprzedawcy szybko powiedzieli (a dobrze mówili po angielsku) żebyśmy siadali, a oni przyniosą herbatkę.
- Jesteś żonaty? – pyta mnie w pewnym momencie jeden z nich.
- Nie. Jeszcze nie.
- To dobrze. Pamiętaj – nigdy nie rób tego błędu co ja i się nie żeń – mówi pół żartem, pół serio ten, który miał mocno ironiczne poczucie humoru – jak się ożenisz, to żona nie da Ci żyć. Dzisiaj rano mi powiedziała, że jak nie kupię oleju, to mam nie wracać do domu. Zapomniałem, sklepy już zamknięte. I co? I pewnie będę spał tu, na jednym z dywanów
Powiedział to w formie żartu, ale zwróć uwagę na jego sposób myślenia – on nie będzie mógł wrócić do domu, bo nie spełnił polecenia żony…
Mimo, że sytuacja kobiet w Iranie jest całkiem niezła, a nawet dobra (jak na kraj islamski), to nie oznacza, że nie ma nic do zrobienia w tej kwestii. Owszem jest i to dużo, bo do ideału to jeszcze bardzo daleko. Dalej na przykład kobietom nie wolno chodzić na mecze i inne duże imprezy sportowe. Myślę jednak, że zmiany są kwestią czasu, bo poparcie społeczne dla nich maleje, o ile już nie jest znikome. A kraj tworzą ludzie, nie kodeksy. Świadomość ludzi i ich przekonania są dużo ważniejsze niż ustawy. Jeśli ludzie chcą zmian, to one, prędzej czy później, nastąpią, nawet jeśli brodaci ajatollahowie w geście sprzeciwu zapuszczą jeszcze dłuższe brody.