No tak. Ale zanim zacznę się szwendać, to fajnie by było zostawić plecak w hote… eee… to jest to?! To syfiaste wejście, od strony małej, zapyziałej uliczki to jest ten Khazar Sea Hotel?! Dlaczego „Sea” wyjaśniło się dość szybko – na dziedzińcu jest akwarium i olbrzymi plakat z rybkami – książkowy przykład kiczu jednym słowem. Natomiast dlaczego „Hotel” to do tej pory nie wiem. Standardem to najwyżej hostel. Ale, że cena to jedynie 30zł/dobę (za pokój 1 os.) to postanowiłem zostać. Jak się okazało słusznie, bo pokój był czysty, nic po mnie w nocy nie biegało, pościel świeża, kibelek i prysznic też przyzwoity. Krótko mówiąc całkiem dobry wybór więc wracałem tu jeszcze kilkakrotnie. To nic, że po zmroku wejście jest podświetlone na różowo i wygląda jakby należało do burdelu.
Normalny człowiek po całonocnym koczowaniu na lotnisku w Dubaju, pewnie postanowiłby odpocząć i zostać w pokoju. Ale ja normalny nie jestem i moje 4 litery domagają się spaceru. No to jazda!
Podróżnicze spodnie, kapelusz przeciwsłoneczny, takie same okulary, aparat przypięty do paska i przewodnik Lonely Planet w ręku. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jakoś się wyróżniam z otoczenia. Turystów w Iranie jest tak mało, że pojawienie się jakiegokolwiek wzbudza niemałą sensację. Idę sobie chodnikiem, spokojnie przeciskam się między motocyklami, mijam kolejnych sprzedawców i i czuję jak wszystkie głowy się za mną odwracają. Zupełnie, jak małpa w cyrku. Dlaczego? Wyobraź sobie, że wyglądasz przez okno w kuchni, a tam przechodzi właśnie Eskimos z saniami. Zainteresowałby Cię prawda? No właśnie, a turystów w Iranie jest tylko trochę więcej niż Eskimosów za tym oknem.
W Teheranie właściwie każdy skrawek wolnej powierzchni jest albo obstawiony motocyklami albo zajęty przez drobny, często obnośny handel. Żeby było śmiesznie wcale nie jest to chaotyczne. Są ulice przy których można kupić tylko elektronikę, są takie, gdzie handluje się tapetami i innymi materiałami do wykańczania wnętrz. „Moja” ulica natomiast (znaczy ta, przy której znajduje się mój „hotel”) dedykowana jest częściom samochodowo-motocyklowym. Czego tu nie ma… wycieraczki, zderzaki, fotele, śruby, lampki, elementy do domowego tuningu – dosłownie wszystko, co tylko da się odkręcić i przykręcić z powrotem. Montaż, serwis i pogadanka o sprawach bieżących jest gratis, a wszystko odbywa się na środku chodnika. Bywa więc, że nie da się przejść, bo panowie właśnie tuningują rurę wydechową 30-letniego pick-upa.
Licząca sobie około 15 mln. mieszkańców aglomeracja jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie. O ile w Polsce mierzy się zawartość spalin w powietrzu, to w Teheranie należałoby mówić raczej o zawartości powietrza w spalinach. Do tego, to zdecydowanie najgłośniejsze i najbardziej przytłaczające miasto, jakie widziałem. Przez całą dobę zewsząd dobiega miarowy, jednostajny huk milionów starych silników motocyklowych – to mniej więcej tak, jakby 24h/7dni w tygodniu pod oknem przejeżdżała Ci parada Harley’owców.
Idę, a właściwie jadę, na północ. Teheran ma bardzo dobrą sieć metra (4 linie, kolejne w budowie), bilet jednorazowy kosztuje od 0,40zł do 0,50zł – w zależności od tego, czy pani w okienku ma wydać. Czysto, schludnie, nowocześnie naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Faktycznie istnieją wagony przeznaczone tylko dla kobiet, ale funkcjonują całkiem inaczej niż mi się do tej pory wydawało. To nie jest tak, że kobieta musi jechać w tym wagonie. Kobieta tylko MOŻE, a może też jechać dowolnym innym razem z mężczyznami. To facetom NIE WOLNO wejść do wagonu dla kobiet. Inaczej mówiąc w metrze paniom wolno więcej. Uzupełnieniem metra jest sieć autobusów BRT (Bus Rapid Transport) – to też fajna sprawa, bo pojazdy są czyste, nowoczesne i przemieszczają się naprawdę szybko, bo mają specjalnie wyznaczone (i odgrodzone) pasy biegnące najczęściej środkiem jezdni. Nie warto za to jeździć „normalnymi” autobusami miejskim. To stare, zdezelowane i powolne rzęchy. No chyba, że traktujesz to jako ciekawostkę turystyczną. Czasem można zaobserwować w nich ciekawą sytuację. Jako, że obowiązuje w nich ścisła segregacja ze względu na płeć (rany, jak to poważnie zabrzmiało…) wnętrze jest przedzielone rurą na pół. Jedną połowę zajmują mężczyźni, a drugą kobiety. Zdarza się, że autobusem jedzie 20 facetów i 2 kobiety. I co wtedy? Faceci gniotą się stojąc jeden na drugim, a drugie pół autobusu jest puste. I to nic, że to absurd – facetom nie wolno podróżować w część przeznaczonej dla kobiet.
Pociąg czerwonej linii metra właśnie dojechał do swojej ostatniej, północnej stacji. „Tajrish” oznajmia kobiecy głos dobiegający z głośników wewnątrz wagonu. Razem z dziesiątkami innych ludzi zaczynam mozolną drogę na powierzchnię. Mozolną, bo stacja Tajrish jest jedną z najgłębiej położonych – nigdy jeszcze z żadnego metra nie wychodziłem przez 10 minut. A teraz… ruszam w stronę teherańskich Krupówek!