Trekking nad Bajkałem – północne wybrzeże

Karimaty zwinięte, buty zawiązane, graty spakowane więc ruszamy! Dźwigając kilkudziesięciu kilogramowe plecaki (mój ma „jedyne” 30kg…) chcemy pieszo dojść do niewielkiej wioski Bajkalskoje. Pogoda jest piękna, świeci słońce, rześki wiaterek dodaje nam energii, a solidne podeszwy, naszych, jeszcze solidniejszych butów, miarowo stukają o szare płytki chodnikowe. Humory nam dopisują i jesteśmy święcie przekonani, że nam się uda, a cel który sobie obraliśmy nie jest za ambitny… „Izwinitje, katoraja daroga w Bajkalskoje?” – co jakiś czas odczuwam potrzebę błyśnięcia moim nienagannym rosyjskim a’la samouczek „rosyjski w 30 dni”. Widząc kolejną zdziwioną twarz i słysząc kolejne „eto ocień dalieko” z zapałem powtarzamy, że to właśnie o to chodzi i, że damy radę. Spasiba i idziemy dalej.

Północne przybajkale

Północne przybajkale

Do tej pory zastanawiam się co nam odbiło, że chcieliśmy za wszelką cenę iść kilkadziesiąt kilometrów po asfalcie i dlaczego uznaliśmy, że taka trasa będzie wybitnie widowiskowa. Pierwsza godzina – idziemy poboczem. Druga godzina – idziemy poboczem. Trzecia godzina – idziemy poboczem i klniemy.

Zero widoków, chaszcze porastające pobocze i kurz wzniecany przez przejeżdżające auta… nie tak to miało wyglądać! „Spróbujmy złapać stopa!” – rzuca Karolina. Myślę sobie – trzy osoby z trzema wielkimi plecakami… to nie może się udać. Ale co nam szkodzi próbować? Kontynuujemy marsz, a słysząc nadjeżdżający samochód odwracamy się i machamy.  O! Po 15 minutach jakieś auto się zatrzymuje! Zdrastwujtie! Szto? Niet, my nie chaciom taxi. Trzasnął drzwiami i pojechał. Przypomniały mi się zdrapki, na których zamiast nagrody dumnie widniał napis „Spróbuj jeszcze raz”…

DSCN5732

Po kolejnych 15 minutach (albo mam początki Alzheimera i nie pamiętam, że trwało to dłużej) zwalnia kolejne auto. Hmm… nie wygląda na taksówkę… to jakaś mini ciężarówka z odkrytą paką… W szoferce dwóch uśmiechniętych panów, po stroju sądząc, budowlańców. Witamy się, a ja się staram pa ruskij wytłumaczyć i pokazać na mapie o co nam chodzi. Udaje się! Do celu nas nie zawiozą bo skręcają wcześniej, ale kilka kilometrów podjedziemy! „Jeśli tylko nie macie nic przeciwko…” – pokazuje, że miejsce mają jedynie na pace. Nie mamy to mało powiedziane! Dla nas to sama frajda! Wrzucamy plecaki, wskakujemy na samochód i jazda! Kierowca silnika nie oszczędza , a mówiąc wprost: konkretnie zapierdala. Podskakujemy na nierównościach, wiatr rozwiewa nam włosy, a na gębach goszczą banany od ucha do ucha. Czy można było sobie wymarzyć lepszy autostop w słoneczny dzień?

Autostop nad Bajkałem

Autostop nad Bajkałem

Wysadzili nas na malowniczej skarpie, z której rozciąga się wspaniały widok na Bajkał i jego wybrzeże. To jeden z tych momentów, w których oddychasz pełną piersią i sam(a) do siebie mówisz „to jest to!”. W dole już widać naszą dalszą trasę. Wreszcie szlak odbija od asfaltowej szosy i prowadzi w stronę wybrzeża. W końcu naszym zamierzeniem był marsz wybrzeżem, a nie poboczem. Przed pożegnaniem się z naszymi dobroczyńcami staram się ustalić, czy przez tę rzekę, która przecina nasz dalszy szlak da się jakość przejść. Albo panowie nie wiedzieli, albo mój rosyjski nie pozwalał na wytłumaczenie o co mi chodzi, albo nie udało mi się zrozumieć o co chodziło im. Przyczyna jest w sumie bez znaczenia, bo liczy się tylko to, że gówno się dowiedziałem. Dobra chodźmy dalej. Zobaczymy, jak będzie.

DSCN5738

Po 30 minutach marszu jakże piękną szarą ulicą wreszcie dochodzimy do rozdroża – nasza ścieżka odbija w stronę jeziora. Krótki spacer przez las i jesteśmy na brzegu. Jak przyjemnie! O to nam chodziło!

„Umca, umca, umca…” – co do cholery?! Nie brzmi to jak odgłosy natury. Ach tak… to ta zaparkowana obok Łada w wersji „wieśtjun”…  Czyli za długo nie posiedzimy… Wsuwam chałwę z bakaliami. To jest smakołyk, którego jestem w stanie zjeść nieograniczone ilości. Gdybym był chory, to chcę żeby mi podawali chałwę w płynie przez kroplówkę.

Dalej ścieżka prowadzi przez młody las kilka metrów od brzegu Bajkału. Jest całkiem przyjemna. Zapominamy o bolących ramionach, cieszymy się piękną pogodą i wspaniałym widokiem na Góry Barguzińskie, wznoszące się na przeciwnym brzegu Morza Syberii. Po 30 minutach, przed nami, w odległości może 150 metrów wyrasta ogrodzenie. Stoi przy nim kilku mężczyzn. Dziwna sprawa i nie wróży nic dobrego. Nawet nie dopuszczam do siebie tej myśli, która właśnie mi przyszła do głowy. To nie może być prawda…

Bajkał

Bajkał

W sumie to wiemy co zaraz usłyszymy, ale mimo to podchodzimy. Co nam szkodzi…  Widząc nas, jeden z nich rusza nam na spotkanie. Potężnie zbudowany gość w spodniach moro staje metr przed nami.

- This is military zone. You can’t go.

Nosz kurwa mać. Czuję się jakbym dostał cegłą w łeb. Nadzieja umiera jednak ostatnia więc dopytuję, czy może jakoś „na partyzanta” da się tę bazę obejść przez las…

- Niet.

- A może…

- Niet.

Czyli ostatnia godzina marszu była bezcelowa, a jakby tego było mało to teraz zmarnujemy kolejną żeby wrócić do asfaltu i nim kontynuować marsz. Nie no, świetnie. Wracamy zrezygnowani, a moje ramiona pod ciężarem plecaka, zdają się mówić „stary, chyba cię pojebało”.

Zmęczeni, wkurzeni, lekko rozczarowani docieramy z powrotem do asfaltu. Znowu. Znowu ten asfalt. Znowu ten pieprzony asfalt. Jak nic faraon Tutenchamon maczał w tym place i rzucił jakąś klątwę. Chociaż biorąc pod uwagę, że to Rosja, to raczej faraon Leninchamon.W głowach kołacze nam tylko jedna myśl – taksówka. Zapłaćmy i dostańmy się w końcu do miejsca, w którym kończy się asfalt i dalej można już iść malownicza ścieżką.

Surowe, północne wybrzeże Bajkału

Surowe, północne wybrzeże Bajkału

Zatrzymujemy pierwsze auto, jakie pojawia się na horyzoncie.

- 500 rubli.

- 400

- Niet. 500.

- Drogo, poszukamy czegoś innego. – plan jest taki, że kierowca zmięknie, jak zobaczy, że traci klientów. Ależ jesteśmy sprytni.

- Ok Do widzenia. – trzasnął drzwiami i pojechał.

Ale jak to? Jak to do widzenia? Nasz genialny plan nie mógł zawieść! Znikające w oddali auto nie pozostawia jednak złudzeń… Zostaliśmy na lodzie. Znaczy na asfalcie. Jakie to syberyjskie środowisko jest różnorodne.

Następna taksa pojawiła się dopiero po 30 minutach, a już znacznie wcześniej zaczęliśmy żałować, że nie pojechaliśmy poprzednią.

- 600 rubli.

Miny mamy takie jakbyśmy właśnie zjedli po kilka tłustych larw. Co robić, co robić…Trudno… jedziemy… Tak sobie myślę, że Bill Gates mógłby się uczyć od nas, jak się robi interesy – nie pojechaliśmy za 500 tylko za 600 i w dodatku krótszy dystans.

DSCN5755

Zmierzch nad Bajkałem

Dobra, nieważne, przebolejemy tę stratę. Ważne jest to, że wreszcie docieramy do miejsca, z którego dalej prowadzi tylko piękna, najbajkalska ścieżka (i wyjątkowo mamy co do tego pewność). Nie mamy natomiast pewności, czy dotrzemy dzisiaj do Bajkalskoje…  Z megadokładniej mapy (1:200 000), na której kupienie w Moskwie poświęciliśmy pół dnia, a która bardziej nadawałaby się na folder rozdawany w punkcie informacji turystycznej, nic nie wynika. Może jesteśmy na tym półwyspie, a może na tym… może zostało nam do przejście 10 km, a może 20…

Ale wreszcie dookoła jest pięknie! Szare asfaltowe pobocze, zakurzona droga, baza wojskowa – to wszystko zniknęło i ustąpiło miejsca malowniczej dróżce, która raz prowadzi wybrzeżem jeziora, czasem zbacza w stronę lasu, to znowu wspina się pod górę i w ostatniej chwili omija napotkane po drodze skałki. Czasem prowadzi w głąb lasu i przecina napotkany półwysep najkrótszą drogą, by chwilę później wyprowadzić  na wysoką skarpę, z której można podziwiać ogrom Bajkału, a przy dobrej pogodzie nawet zarys Gór Barguzińskich, wznoszących się pod drugiej stronie jeziora. Jest tak cudnie, że aż się chce krzyknąć „po to tu przyjechałem!” Nawet ramiona bolą jakby trochę mniej, a zmęczenie ustąpiło miejsca podekscytowaniu. Wreszcie możemy cieszyć się chwilą!

Po kilku godzinach ta „chwila” zaczyna się nieco dłużyć. Głównie dlatego, że nie mamy zielonego pojęcia, jak daleko mamy jeszcze do celu. Zapytani ludzie twierdzą, że już blisko, że jeszcze godzina. Zapytani po godzinie twierdzą dokładnie to samo.

Północne Przybajkale

Północne Przybajkale

W pewnym momencie ścieżka wyprowadza nas na dużą polanę położoną nad brzegiem Bajkału. Taki substytut plaży. Dookoła mnóstwo biwakujących Rosjan – przyjeżdżają z namiotem na weekend, a potem wracają do swoich codziennych zajęć. Niektórzy nas zagadują, niektórym, to my pierwsi mówimy „zdrastwujtie”.  Nieco znudzeni i zdecydowanie zmęczeni idziemy dalej i nie marzymy o niczym innym, jak tylko o rozbiciu namiotów i śnie…

- Chcecie herbaty? – ależ ci miejscowi głośno krzyczą.

- Hej! Chcecie herbaty? – zza naszych pleców dobiega coraz głośniejsze wołanie. Zupełnie jakby ktoś krzyczał do nas.

Odwracam się i… okazuje się, że faktycznie tak jest. Starszy gość kiwa z daleka głową, na znak, że mówi do nas i ruchem ręki zachęca do podejścia.  W sumie… dobry czaj nie jest zły, a do tego to okazja, żeby chwilę odetchnąć i poznać miejscowych ludzi. „Kanieszna” – idziemy na czaj.

Zostajemy zaproszeni do stołu umieszczonego pod czymś w rodzaju ceraty chroniącej przed ewentualnym deszczem. Siadamy nieco skrępowani, a na stole zamiast herbaty pojawia się… obiad. Tak, tak zostajemy poczęstowani obiadem, deserem, a herbata pojawia się na samym końcu. Oczywiście nie może obejść się bez wzniesienia toastu więc głowa rodziny – wesoły, starszy mężczyzna z kapitańską czapką na głowie nalewa po kieliszku. Nie pamiętam już za co piliśmy (wysoce prawdopodobne, że za polsko – rosyjską przyjaźń), ale samogon był naprawdę dobry.

Wesoły Kapitan z rodziną

Wesoły Kapitan z rodziną

Zjedliśmy, wypiliśmy, to teraz pora na zabawę! Kapitan wyciąga akordeon i zaczyna na nim całkiem nieźle grać, a do tego nienajgorzej śpiewać.  Reszta rodziny, a jest to rodzina międzypokoleniowa – przyłącza się do zabawy. Wujek z ojcem przyłączaj się do śpiewu. Matka z córką i ciotka zaczynają tańczyć w pobliżu ogniska. A my staramy się chociaż nucić razem z rozśpiewaną rodzinką. Widok ludzi, którzy dbają o życie rodzinne, cieszą się własnym towarzystwem, okazują nieskrywaną radość nawet z najmniejszych rzeczy, a przy tym nie są niewolnikami kariery, facebooka i mody jest po prostu cudowny. Są tak szczerzy, tak prawdziwi, tak naturalni i tak bardzo cieszą się z własnego towarzystwa, że aż miło mi się robi na duchu. Potem Kapitan zaczyna nam opowiadać o koledze, którego poznał przed laty, a który pochodził z Polski. Wypytuje też o nas, o naszą podróż i patrzy z podziwem. Traktuje nas nie jak obcokrajowców, ale jak swoich. Chce żebyśmy rozbili się w pobliżu, ale my chcemy jeszcze dzisiaj zrobić kilka kilometrów.

- Bajkalskoje dalieko? – pytam.

-„Polowina ciasa” (pół godziny).

Czyli już prawie, prawie… Dziękujemy serdecznie całej rodzince za wspaniałe przyjęcie, wręczamy Kapitanowi na pamiątkę pocztówkę przywiezioną z Polski i ruszamy dalej.

Po połowie godziny okazuje się, że do przejścia mamy jeszcze pół… i jeszcze pół… i jeszcze pół… A robi się ciemno i dobrze by było pomyśleć o znalezieniu jakiegoś miejsca na obozowisko. Zagadujemy spotkanych ludzi, jak daleko jeszcze do naszej wioski. Mówią, że  to już za tym półwyspem, już niedaleko… Super! Czyli właściwie zrealizowaliśmy nasz plan na dzisiaj, a skoro tu jest świetne miejsce na rozbicie namiotów, to zostaniemy i jutro po krótkim marszu dotrzemy do Bajkalskoje.

DSCN5793

Namioty rozbite, szybka kąpiel przy użyciu czołówek w cholernie zimnej wodzie, a na kolację wytworne „ziemniaki instant” z dodatkiem wyszukanej przyprawy – soli. Wierzcie lub nie, ale po całym dniu marszu, takie danie smakuje wybornie. Teraz już tylko zasunąć za sobą wejście do namiotu, owinąć się śpiworem zamknąć oczy i… WARKOT JAKBY KOGOŚĆ ZARZYNALI! Umarłego z  grobu by poderwał! Trzecia wojna światowa wybuchła! Szybko! Do okopów! Chować się przed czołgami nieprzyjaciela!

A nie… to tylko Paweł zasnął i chrapie. No to sobie pospałem. Leżę w namiocie, spokojnie klnę sobie pod nosem, a w pewnym momencie słyszę dobiegający z drugiego namiotu cichy głos

-Adam… śpisz?

To Karolina. Przerywam spokojne rzucanie kurwami pod nosem.

- Nie, a czemu pytasz?

-A wychodziłeś z namiotu?

-Nie… a co?

- Bo miałam wrażenie, że coś obwąchiwało mój namiot…

-Wiesz, gdybym wychodził z namiotu to pewnie po to żeby iść za potrzebą w krzaki, a nie żeby wąchać twój namiot…

Czyli strach przed niedźwiedziem brunatnym – stan „activated”. Inna sprawa, że misie, które mają do dyspozycji całą tajgę, raczej nie pojawiają się w miejscach, tak tłumnie odwiedzanych przez ludzi, jak nadbajkalska ścieżka…

"Bajkał Shot" - drinki nad Bajkałem
Bajkalskoje: Czyżby kręcili tu "Jestem legendą 2"?