„Twarze w metrze są obce, bo i po co się znać, to kosztuje zbyt drogo, lepiej jechać i spać” – to fragment piosenki „Stacja Warszawa” Lady Pank. A gdybyśmy spróbowali inaczej? Rozmawiać, zagadywać, uśmiechać się? Skoro za granicą się da, to u nas też.
Zawsze, jak wchodzę do autobusu, metra, tramwaju i patrzę na miny ludzi, zaczynam się zastanawiać kto umarł. Nie, czy umarł, tylko kto, bo, że ktoś na pewno to widać po ich minach. Poważne, grobowe twarze, niezdradzające żadnych emocji. Unikanie jakiegokolwiek uśmiechu i, jak ognia, kontaktu wzrokowego (nawet najkrótszego). Nikt się do nikogo nie odezwie, nikt z nikim nie pogada. Wszyscy podziwiają krajobrazy za oknem. Zwłaszcza w metrze są bardzo interesujące. Tak samo „na ulicy”, na przystanku, w kolejce do kasy w markecie, w poczekalni (obojętnie gdzie), w przedziale w pociągu… Nikt do nikogo nie powie słowa. Klapki na oczy i obojętność pełną gębą. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wolimy się nudzić, niż zamienić z kimś kilka słów.
Myślałem, że tak musi być, dopóki nie zobaczyłem, że można inaczej. Najpierw była Finlandia. Mówi się, że Skandynawowie, są ponurzy, bo u nich nie ma słońca. Okazuje się, że to bzdura, bo Finowie są uśmiechnięci, jak mało kto. Uśmiechają się bez powodu, do siebie na ulicy, do obcych ludzi. Ot tak, po prostu. Taki styl bycia.
Dwa lata później ruszyłem do Gruzji. Po chwilowym szoku spowodowanym brakiem namiotu w moim bagażu (do tej pory nie mam pojęcia, gdzie utknął), wsiedliśmy z kolegą do busika, jadącego do centrum stolicy i… kolejny szok – cały busik wypełnia gwar rozmawiających ze sobą, śmiejących się ludzi. Pomyślałem wtedy – „jestem we właściwym miejscu”. U nas dziwne jest jeśli ktoś kogoś zagadnie, a w Gruzji dziwne jest jeśli tego nie zrobi.
Jest jesień 2013. Jestem w Iranie. Spraceruję po Esfahanie, jednym z najpiękniejszych irańskich miast. Idę przez park, słoneczna pogoda, na trawnikach piknikujące rodziny na kocykach. Jest miło, przyjemnie i spokojnie.
- Hello mister! – słyszę wołanie chłopaka, który razem z koleżankami siedzi na trawce.
Podchodzę, witam się z uśmiechem, przysiadam się i zaczynamy rozmowę. O wszystkim i o niczym. O Polsce i o Iranie. Pytam z ciekawości, skąd się znają, jak długo… On mi z uśmiechem odpowiada, że…2 godziny. Patrzę z niedowierzaniem, bo zachowują się tak swobodnie, jakby znali się kilka lat. Po kilku godzinach żegnamy się z dziewczynami, a mój nowy znajomy obiecuje oprowadzić mnie po mieście. Mówi też, jak się poznali. Podszedł do jednej z nich, powiedział, że bardzo mu się spodobała i chciałby ją poznać. Tak po prostu. A ona zareagowała uśmiechem. Usiedli zaczęli sobie gadać. W Iranie coś takiego nikogo nie dziwi.
U nas też tak może być. Najlepsze jest to, że my chcemy, ale… „nie wypada”. A dlaczego nie wypada? Tego już nikt nie potrafi powiedzieć. Wiążą nas debilne normy społeczne, które niczemu nie służą i nic nie wnoszą. Skąd wiem, że chcemy? Wystarczy spojrzeć na ludzi, kiedy dzieje się coś niespodziewanego – np. awaria pociągu (no dobra – tego wszyscy się spodziewają). Wtedy nagle pasażerowie zaczynają prowadzić ożywione dyskusje. Nie tylko o tej sytuacji. O wszystkim. Wystarczyło dać ludziom pretekst żeby mogli zacząć rozmowę. Okazuje się, że ludzie mieli ochotę pogadać, ale nikt nie miał odwagi zacząć. Bo nie wypada. Nie bądźmy niewolnikami tego co wypada, lub nie. Nie bądźmy niewolnikami stereotypów i schematów, które nic nie wnoszą, poza tym, że nas alienują. Bądźmy wolni. Bądźmy serdeczni, towarzyscy, uśmiechnięci i kontaktowi.