Gruzja: Zrób to sam – układ paliwowy

W celu samodzielnego wykonania układu paliwowego weź:

- 1 starą Ładę (może być np. 30-letnia)

- 1 plastikową butelkę po kolorowym napoju

- 1 gumowy wężyk

- 1 patyk

DSCN4289

Ostre słońce, które konsekwentnie przypiekało nas przez kilka dni w górach, tak nam dało w kość, że nieco zmieniliśmy plany i postanowiliśmy ruszyć na wschód, w stronę granicy z Azerbejdżanem do miejscowości Lagodekhi. Tam są lasy! Tam jest chłodniej! Tam jest cień! Po drodze spędziliśmy trochę czasu w Mtskhecie i Gori, a potem hop do marszrutki i jazda do Telavi (tak, tak – znowu). Stamtąd ruszają busiki do naszego celu, ale zanim pojedziemy… W samym Telavi nie ma praktycznie nic ciekawego, ale dookoła miasta porozrzucane są piękne, zabytkowe monastyry, z których niektóre pochodzą z pierwszego tysiąclecia (czyli z okresu, w którym w Polsce dziki po puszczy szalały) Decyzja: bierzemy taksówę i jedziemy. Tylko, którą wybrać skoro jest ich tak dużo? Stoją dosłownie dziesiątki aut, tylko jakoś klientów nie widać na horyzoncie. Ale to nieważne – ważne, że kierowcy mają poczucie, że pracują. A że nie ma dla kogo to inna sprawa. To w niczym nie przeszkadza. Po drodze do „głównego postoju” mijamy dziadka oferującego transport zieloną Ładą. I właściciel i pojazd wyglądali leciwie i zaufania nie budzili, ale zapytać o cenę nie zaszkodzi. Podchodzimy.

- Madloba (po gruzińsku dzień dobry)

I zaczynamy tłumaczyć panu, gdzie chcemy jechać. Kierowca nas uważnie wysłuchał, pomyślał, pomyślał…

- 40 lari – i pan zaczyna nam tłumaczyć, że to świetna cena, że za mniej nikt nie pojedzie. Tylko nie wziął pod uwagę tego, że z przewodnika wiedzieliśmy, że to dużo za dużo.

Grzecznie dziękujemy i odchodzimy. Zrobiliśmy ledwie kilka kroków, a zza pleców dobiega nas gromkie:

- Dawaj, dawaj – nasz niedoszły kierowca woła nas z powrotem – 30 lari – proponuje

- 25 – zaczynam negocjować

- Niet, niet… – i starszy Gruzin przekonuje mnie, że to w ogóle poniżej kosztów, nawet na „benzin” nie starczy i że za tyle to na pewno nikt nie pojedzie.

No cóż… możliwe, że taniej nie pojedziemy, ale co szkodzi poszukać? Ponownie grzecznie dziękujemy, robimy kilka kroków i…

- Dawaj, dawaj, pajechali! – czyli „benzin” w ciągu kilkunastu sekund staniał i naszemu taksówkarzowi zaczęło się jednak opłacać.

No to „pajechali”.

DSCN4287

Zabytki, jak to zabytki – piękne, ciekawe, klimatyczne. Na pewno warte odwiedzenia. Znacznie ciekawszym przeżyciem była jednak sama jazda naszą zieloną Ładą. Im dłużej jechaliśmy tym więcej ciekawych rzeczy dowiadywaliśmy się zarówno o samochodzie, jak i jego właścicielu. Łada to rocznik 1983. Dziadek za kierownicą to rocznik 1937. Po wylewie krwi do mózgu, z usuniętym fragmentem czaszki i niedowładem lewej ręki… Świetnie – zawsze uważałem, ze grunt to profesjonalizm i stawianie czoła własnym słabościom. Chociaż momentami to mi robiło się słabo.

Alaverdi

Alaverdi

DSCN4268

Gremi

Gruzini mają mega ciekawy patent na oszczędzanie paliwa. Rozpędzają samochód (czy raczej to co kiedyś aspirowało do tego zaszczytnego miana) do np. 100k/h i… wyłączają silnik. A może w rzeczywistości są po prostu aktywistami Greenpeace’u i to forma happeningów, którymi walczą z globalnym ociepleniem. Kto ich tam wie. Grunt, że siłą rozpędu pokonują kilka kilometrów w między czasie wymijając 2 stada krów łażące po drodze, omijając kilka wielkich dziur w jezdni i wyprzedzając ciężarówki na zakręcie pod górę. „Trzeba mieć fantazję dziadku” – pamiętacie tę reklamę sprzed wielu, wielu lat?;) W tym czasie nieprzyzwyczajony pasażer zaczyna się modlić (nawet jeśli jest ateistą) do wszystkich możliwych bogów, o których kiedykolwiek słyszał, z nadzieją, że może jednak któryś powstrzyma szalonego kierowcę. Niech Budda załata dziury w asfalcie, Jezus niech włączy silnik, a Wisznu zabierze z drogi te cholerne krowy! A jak wyglądał ten manewr w wykonaniu naszego taksówkarza? Nie był tak nudny, jak opisałem wyżej – dostarczał znacznie więcej emocji. Stacyjka znajdowała się z lewej strony, pan miał niedowład lewej ręki więc… kiedy Łada zwalniała do mniej więcej 40km/h i pojawiała się potrzeba ponownego użycia silnika, nasz pomysłowy Gruzin sięgał prawą ręką do stacyjki po lewej stronie blokując tym samym jakikolwiek ruch kierownicą. I tak wielokrotnie przez cały dzień… Ale nie bądźmy tacy drobiazgowi i doceńmy zaradność tego pana.

Nekresi

Nekresi

Wyschnięte koryto rzeki w czasie upalnego lata

Wyschnięte koryto rzeki w czasie upalnego lata

Czy to już koniec naszych przygód na pokładzie zielonej Łady? O nie! Co to to nie! Jedziemy do kolejnego monastyru, jako, że mieliśmy przed sobą jeszcze kawał dnia postanowiliśmy trasę wydłużyć. Dogadaliśmy z kierowca cenę, a on się ochoczo zgodził. Tylko… zapomniał zatankować… I radośnie zatrzymaliśmy się na środku drogi. Kierowca lekko spanikowany – Minutoćku, munutoćku – uspokaja nas. Mówi, że będzie szukał benzyny. Potraktował tę obietnice nad wyraz poważnie, bo zaczął jej szukać po wszystkich otworach znajdujących się a aucie – zupełnie jakby myślał, że nagle w jakiś magiczny sposób skądś wypłynie. Pokazujemy panu, że kilkadziesiąt metrów za nami jest stacja benzynowa. Ale się ucieszył! Ruszył czym prędzej po energodajny płyn i po kilku minutach wrócił z właścicielem i butelką czegoś co prawdopodobnie miało imitować paliwo. Właściciel stacji – typowy Gruzin – wyluzowany, spokojny, mający siestę o każdej porze dnia. Przyszedł z bananem na ustach, spojrzał na nas porozumiewawczo, jakby chciał powiedzieć „mnie też to bawi”. Ale nie ma co się ociągać. Trzeba działać. Wlali przyniesioną benzynę do baku, kierowca przekręcił kluczyk, stary rupieć pod maską zacharczał, zawarczał i… zamilkł. Pewnie dlatego, że jak stwierdził pan kierowca– od 5 lat nie jeździł na benzynie tylko na gazie. Co tu zrobić… myślą, myślą… Rozkręcili gaźnik i nalali trochę paliwa bezpośrednio do niego. Silnik ponownie zacharczał, zawarczał, spalił to co zostało wlane do gaźnika i… zgasł. Złośliwość rzeczy martwych. Jak można tak bezczelnie odmawiać współpracy, kiedy dwóch mechaników tak się stara?! Nie do pomyślenia po prostu, jak bezczelny jest ten silnik! Ale znajdą rozwiązanie, oj znajdą… Wzięli butelkę po gruszkowym napoju, napełnili do połowy benzyną, zakręcili, w nakrętce zrobili dziurkę, włożyli w nią gumowy wężyk, drugi włożyli do gaźnika, cały zestaw położyli pod szybą, a maskę podparli drewnianym drągiem żeby się nie zamknęła! I z taką oto instalacją, na benzynie ściekającej z butelki dojechaliśmy na stację z gazem, która okazała się być  zamontowana na ciężarówce! BHP pełną gębą!

Mobilna stacja LPG. Co na to spece od BHP?;)

Mobilna stacja LPG. Co na to spece od BHP?;)

Serial pod tytułem „Jak odpalić Ładę” trwał 1,5h, a my się dosłownie zwijaliśmy ze śmiechu. Do tej pory, kiedy patrzę na zdjęcie owego pojazdu i jego właściciela, mimowolnie się uśmiecham;)

Skalne miasta w Gruzji: Uplistsikhe
W Gruzji możecie zrobić wszystko, bo w Gruzji nie ma nic

  • G

    „Madloba” znaczy dziękuję ;)